Kierunki studiów, po których praca w zawodzie może być tylko marzeniem

studia

Rynek pracy posiada swoją własną dynamikę, napędzaną popytem na określoną wiedzę i umiejętności u kandydatów. Co roku pojawia się zestaw tzw. przyszłościowych kierunków studiów, po których pracę mamy rzekomo w kieszeni. My postanowiliśmy ugryźć temat z zupełnie innej strony, pisząc o kilku kierunkach, po których absolwenci według powszechnej opinii są skazani na zawodową porażkę.

Najtrudniej o pracę po turystyce i przedmiotach humanistycznych

Statystycznie w najgorszej sytuacji są absolwenci kierunku: turystyka i rekreacja, ponieważ jak głoszą dane Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego, problem bezrobocia dotyczy ich w aż 20% przypadków. Niewesoło rysuje się też zawodowa przyszłość osób, które mają w kieszeni dyplom ukończenia pedagogiki i socjologii (ok. 10% z nich nie ma szans na pracę). Kształcąc się na politologa również ryzykujemy późniejszym bezrobociem. Rynek pracy nie wchłania takich osób głównie z powodu niżu demograficznego i idącego za tym niskiemu odsetkowi zatrudnienia nauczycieli w szkołach. Zatem powtarzane od wielu lat jak mantra zdanie, że studia humanistyczne nie są perspektywiczne pod kątem zawodowym, nie traci na znaczeniu. Co ciekawe, to właśnie kierunki humanistyczne, w tym społeczne, cieszą się sporym zainteresowaniem wśród maturzystów, ponieważ wybiera je ok. 36% osób zdecydowanych na kontynuację kształcenia na poziomie szkoły wyższej.

O etat bardzo ciężko jest również tym, którzy skończyli filologię klasyczną. Według specjalistów, nie mają oni nic do zaoferowania rynkowi pracy, bo ich wiedza zdobyta w trakcie studiów jest zbyt teoretyczna i dotyczy zagadnień, które nie mają szans na rozwój lub w ogóle wymarłych (starożytne języki i literatura).

Na rynku pracy obserwuje się także nadpodaż absolwentów prawa, stopa bezrobocia wśród nich jest rzędu 6,6%. Dodatkowo napotykają oni na poważny problem z przebiciem się w zawodzie prawnika – brak koneksji, które często są przepustką do kariery. Kilkuprocentowy wskaźnik bezrobocia dotyczy natomiast osób po kierunkach: Budownictwo i Matematyka, co oznacza, że jest im znacznie łatwiej znaleźć zatrudnienie niż tym osobom, które ukończyły wcześniej wymienione kierunki.

Interesujący jest również fakt, że dobrą pracę coraz trudniej jest zdobyć filologom języków obcych, szczególnie angielskiego i niemieckiego, co niejako kłóci się z danymi rynkowymi, które sugerują iż języki obce są wysoko cenione przez pracodawców. Problemy filologów można tutaj zrzucić na karb poszerzenia współpracy z innymi krajami oraz upowszechnienia wielu języków obcych w Polsce, szczególnie angielskiego i niemieckiego, co doprowadza do swoistego paradoksu.

Teoretycznie zapotrzebowanie na ludzi znających te języki jest większe, ponieważ potrzebni są w wielu firmach czy zakładach. W praktyce jednak każdy pracodawca, oprócz dodatkowych umiejętności, wymaga obecnie także znajomości języka obcego na poziomie komunikatywnym, przez co popyt na samych filologów maleje. Oczywiście, wszystko zależy od naszych faktycznych umiejętności, a także od tego, jakim językiem władamy. Kiepski anglista z całą pewnością będzie miał większe problemy ze znalezieniem pracy w zawodzie niż przyzwoity absolwent japonistyki czy skandynawistyki.

Dane z BKL – Badanie Ludności 2010 – 2012 pokazują z kolei, że poza absolwentami rzeczonej Turystyki i rekreacji, Socjologii oraz Politologii, grupę “naznaczoną” kilkunastoprocentowym wskaźnikiem bezrobocia stanowią absolwenci takich kierunków jak: Administracja oraz Zarządzanie i Marketing.

Skąd wynika popularność nie perspektywicznych kierunków, która od wielu lat utrzymuje się mniej więcej na tym samym poziomie? Jednym z czynników jest szansa na stosunkowo łatwe zdobycie dyplomu, ponadto młodzi dają się łapać na marketingowe przynęty zarzucane przez uczelnie. Czy jednak oznacza to, że prywatne szkoły i uczelnie skazują nas na bezrobocie, zaś po zdobyciu dyplomu „teoretycznie” prestiżowego uniwersytetu z łatwością znajdziemy zatrudnienie? Niekoniecznie…

nauka

Studia to nie wszystko

Patrząc na statystyki, można odnieść wrażenie bipolarności oferty studiów. Na jednym biegunie mamy kierunki, których absolwenci są zagrożeni biletem do “pośredniaka”, na drugim tzw. przyszłościowe kierunki, które teoretycznie gwarantują nam zatrudnienie. Gdzieś pomiędzy nimi plasują się jeszcze te modne, których popularność niekoniecznie idzie w parze z popytem na etat.

Przy obecnej sytuacji na rynku pracy i trendach zmieniających się jak w kalejdoskopie, trzeba zadać sobie pytanie: co mogę zyskać dzięki tym konkretnym studiom? Nawet jeśli studiujemy na kierunku, który uważany jest za mało perspektywiczny, sprawmy, aby nasz czas na studiach nie był stracony. Praktyki, aktywne uczestnictwo w działaniach samorządów studenckich i kółkach akademickich, wolontariat – wychodząc poza standardy mamy szansę osiągnąć więcej. Mając takie asy w CV jesteśmy znacznie atrakcyjniejsi dla potencjalnego pracodawcy niż kandydat, któremu podczas studiów obca była postawa proaktywna.

Prawdą jest, że Polska wciąż jeszcze żyje w duchu idei, że to „papier jest najważniejszy” a wiedza i faktyczne umiejętności są jedynie dodatkiem. Niemniej jednak zarówno pracodawcy jak i rekruterzy w firmach bardzo często zwracają uwagę na predyspozycje i miękkie umiejętności kandydata, ponieważ to elastyczność, adaptacyjność i otwartość na zmiany stają się najważniejsze w pracy, a tych cech nie jesteśmy w stanie wyuczyć się na żadnym z kierunków.

Na panujące trendy na rynku szkół wyższych i powiązanym z nim rynkiem pracy nie powinniśmy patrzeć zupełnie bezkrytycznie – ważniejsze zdają się być indywidualne predyspozycje kandydata, jego zapał i pasje. Bo jaką korzyść firmie przyniesie znudzony swoją pracą lub co gorsza nienawidzący swojej profesji informatyk, który kiedyś marzył o byciu socjologiem, ale dokonał wyboru z rozsądku?

O autorce:
Małgorzata Słoma jest edukatorką z wieloletnim doświadczeniem, pracującą w firmie Teb Edukacja, gdzie spełnia się, pracując zarówno z młodzieżą jak i dorosłymi. W nielicznych wolnych chwilach spędza czas na nadganianiu zaległości w nauce języków obcych, oraz oglądaniu amerykańskich seriali.

3 komentarze

  1. Jola pisze:

    Mnie nie pomógł wolontariat (roczny) ani kursy ani studia a niektórzy pracodawcy wykorzystują sytuację bezrobocia i szydzą z kandydatów….

  2. ella pisze:

    U mnie jest to samo, już w wolontariat a raczej darmowe niewolnictwo nie dam sie w krecic bo to prowadzi tylko do frustracji i depresji.Tylko znajomości się w tym kraju liczą! !!

    • ella pisze:

      Zgadzam się w 100%.Ją też mam wolontariatu czytaj.niewolnictwa za darmoche bo kiedyś niewolnik dostawał chociaż marne jedzenie a dzisiejszy wolontariusz nie dostaje NIC

Pozostaw odpowiedź Jola Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *